Nieporozumienie

Przyszło mi do głowy, że przecież mogę się mylić i że być może jestem kimś zupełnie innym niż mi się to dotąd wydawało, na przykład gładko ogolonym, gładko uczesanym pracownikiem biurowym pracującym w wyjątkowo jasnym i przestronnym biurze, cieszącym się sympatią kolegów i zaufaniem przełożonych, sumiennie wypełniającym wszystkie obowiązki, zawsze z rodzajem lekkości, która może być tylko w pełni niewymuszona i niewystudiowana. Być może uśmiecham się lekko, segregując jakieś papiery i spinając je kolorowymi spinaczami, bo sprawia mi satysfakcję zaprowadzanie porządku w chaosie, a te spinacze naprawdę są takie bajecznie kolorowe. Być może potrafię prowadzić rozmowy o interesach z tak obezwładniającym czarem, że nasi kontrahenci z innych firm dzwoniąc do nas specjalnie proszą o połączenie ze mną, nawet jeśli chodzi o sprawy, na których wcale nie ja znam się najlepiej. Być może pewnego dnia od niechcenia zauważam błąd w obliczeniach na jakimś dokumencie, który przez przypadek trafia na moje biurko, i w ten sposób ratuję naszą firmę przed utratą renomy. Wszyscy są mi tak wdzięczni, że zrzucają się na butelkę drogiego alkoholu dla mnie – a ja potrafię się wtedy zachować, potrafię przyjąć ten prezent z odpowiednim połączeniem rezerwy i spontaniczności, na które w moim własnym przekonaniu wcale nie byłoby mnie stać, ale być może, być może jest zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażam. Cóż jednak po tym, jeżeli pewnego dnia na korytarzu dochodzi do pewnego zabawnego nieporozumienia pomiędzy mną a pewnym moim niższym rangą kolegą. Jeden z nas na przykład coś upuszcza, a drugi to podnosi, ale robi to nie do końca w taki sposób, w jaki należałoby to zrobić; albo jeden drugiemu nie przytrzymuje drzwi, chociaż powinien był przytrzymać, albo właśnie przeciwnie, przytrzymuje drzwi, ale niespodziewanie okazuje się to dziwnie krępujące dla obu stron. Albo ja coś mówię, a on tego nie słyszy dobrze i odpowiada na to zupełnie bez związku, w nadziei, że akurat uda mu się dobrze trafić. Co za zabawne nieporozumienie, mówię sobie, odchodząc w stronę swojego biurka, co za zabawne, doprawdy zabawne nieporozumienie, mówię sobie, obracając w palcach żółty ołówek, ale tak naprawdę cały się trzęsę, tak naprawdę mam ochotę zrobić sobie albo temu koledze coś strasznego, i wiem, w głębi ducha doskonale wiem, że absolutnie byłbym zdolny zrobić właśnie coś takiego, jestem wręcz już na skraju zrobienia tego i nikt nie zdoła mnie przed tym powstrzymać, jeżeli tylko podejmę taką decyzję. Ołówek łamie się na pół w moich zaciśniętych w pięści dłoniach akurat w momencie, gdy moje biurko mija moja koleżanka z działu księgowości idąca z pustym kubkiem zrobić sobie kawy. Koleżanka przystaje i patrzy na mnie pytająco, na co ja w jednej chwili prostuję się i tłumaczę jej, siląc się na spokój: „Okazuje się, że jednak wcale się nie myliłem”.