Zaburzenie

W ostatnich miesiącach udało mi się wejść na właściwą drogę i poczynić na niej pewne postępy. Wszystko zmierzało ku dobremu. Wtedy właśnie on musiał mnie wypatrzyć i przyłapać. Chociaż nasze spojrzenia spotkały się już z daleka, zamierzałem go wyminąć i nawet przyspieszyłem kroku; on jednak nie dał za wygraną, dogonił mnie i zagrodził mi przejście. „Cześć, co tam słychać?” – zapytał. Pozbawiony drogi ucieczki, obróciłem się twarzą do ściany budynku, pod którym akurat przystanęliśmy. „No, jak tam sobie radzisz?” – w jego głosie znać było szczere zainteresowanie. Myślałem, że jeżeli nic mu nie odpowiem, w końcu zniechęci się i odejdzie. On jednak czekał cierpliwie, a po kilku minutach zaczął nachylać się nade mną, aby okazać, że nie przestał poświęcać mi uwagi. Czułem jego oddech na policzku i było mi z tym niedobrze. „Jestem teraz innym człowiekiem. Nie jestem już tym człowiekiem, którego znałeś” – powiedziałem w końcu cicho do ściany. „Tak? A jakim człowiekiem teraz jesteś?” – chciał wiedzieć. Dobre sobie! On, właśnie on chciał wiedzieć, jakim człowiekiem teraz jestem. Powinienem był powiedzieć pierwszą lepszą rzecz, i wtedy na pewno dałby mi już spokój; ja jednak zacząłem na poważnie zastanawiać się nad jego pytaniem. Mam już taką wadę charakteru, że każde zadane mi pytanie staram się uczciwie rozważyć, o ile akurat nie mam na nie gotowej odpowiedzi. Czasem zajmuje mi to zbyt wiele czasu i ludzie tracą do mnie cierpliwość. Teraz to jednak przede wszystkim ja sam się niecierpliwiłem i odczuwałem ogólny dyskomfort. Lekko się od niego odwróciłem i przywarłem do ściany ramieniem, tak że teraz dyszał mi głównie na kark. Ugiąłem więc nogi w kolanach i zacząłem powoli obsuwać się wzdłuż ściany. Niestety, nie uwolniłem się od niego w ten sposób, bo wytrwale mi towarzyszył na mojej drodze w dół, tak że obaj skończyliśmy w przykucnięciu, przyklejeni do ściany, jeden blisko nachylony nad drugim. Tymczasem żadna odpowiedź na zadane przez niego pytanie wciąż nie przychodziła mi do głowy. Musiał wreszcie wyczuć, że wprawił mnie w zakłopotanie, bo postanowił zmienić temat: „To co, może pójdziesz się ze mną pobawić?”. Odpowiedziałem natychmiast, tak zdecydowanym tonem, na jaki tylko było mnie stać: „Nie. Ja już się tak nie bawię jak przedtem z tobą. Teraz bawię się zupełnie inaczej”. Jeszcze wypowiadając te słowa pojąłem, że wpadłem w jego sidła. „Tak? To jak teraz się bawisz?” – zapytał niewinnie. Schowałem twarz w dłoniach. Zacząłem z całej siły wbijać sobie palce w skronie i czoło, i chyba mimowolnie od tego zaskomlałem. Zaniepokojony, nie podnosząc się z kucek obszedł mnie drobniutkimi niezgrabnymi kroczkami i teraz spoglądał na mnie z troską z naprzeciwka. „Wiesz co, tak naprawdę to ja już w nic się nie bawię. W ogóle w nic się nie bawię. Nic już nie robię. Robię różne rzeczy, jakieś inne rzeczy” – starałem się wytłumaczyć. Głos mi się łamał i czułem, że nawet jeżeli kiedyś jeszcze się go pozbędę, to nie będę już czuł się dobrze i nie wróci mi ochota do tego, czym z takim zaangażowaniem zajmowałem się przez ostatnie miesiące.