Wizja lepszego życia
Kiedy późnym popołudniem wracałem z zakupami, zauważyłem, że drzwi do piwnicy na mojej klatce są uchylone. Przez szparę widziałem, że na schodach paliło się żółte światło, na tyle słabe, że tylko uwydatniało panujący tam mrok. Niosła się stamtąd nęcąca woń pyłu i stęchlizny. Przystanąłem w napięciu. Wszystko mnie pchało, aby rzucić niesione siatki i zbiec na dół, przeskakując po kilka stopni naraz. Powstrzymywała mnie wyłącznie przykra myśl, że ktoś inny musi już tam przebywać i że narażałbym się na spotkanie z nim. Zaraz jednak uznałem, że mimo wszystko warto byłoby zaryzykować i zejść do piwnicy; na dole przemknąć się chyłkiem, unikając uwagi sąsiada lub sąsiadów, i na końcu zapomnianego bocznego korytarza odnaleźć skrzypiące, ciężko chodzące drzwi prowadzące do jeszcze niższego poziomu piwnicy, tam zaś po omacku doczołgać się do spadzistego zejścia do jeszcze głębszej piwnicy, piwnicy piwnic, gdzie zupełnie już nie dałoby się oddychać powietrzem niewyobrażalnie ciężkim i pradawnym, powietrzem przesyconym ostatnimi tchnieniami dawno padłych istot i obróconych w pył sprzętów, gdzie ciemność byłaby tak lepka i gęsta, że wystarczyłoby lekko ją musnąć, aby na wieki zostać przez nią pochłoniętym, wciągniętym w jej cielsko, przetrawionym i przerobionym na jej podobieństwo, tak by na koniec zostać wreszcie wyplutym na powierzchnię jako jej wysłannik, jej agent, jej zaufany reprezentant pośród stworzeń karmiących się światłem i chłonących mdły zapach nieba.