Dziura

Puściłem rękę mamy i podbiegłem do dziury. Miała średnicę nie większą od piłki futbolowej i była bardzo ciemna. Zrzuciłem plecak z ramion, przyklęknąłem na ziemi i przyłożyłem twarz do otworu. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do mroku, na samym dnie, głęboko w dole, zobaczyłem innego chłopca stojącego pośrodku pokoju pełnego szarego pyłu. Zadzierał głowę do góry i wpatrywał się we mnie dużymi, smutnymi oczami. Jego twarz, proste jasne włosy i błękitna koszulka były przybrudzone błotem czy gliną. Tymczasem dogoniła mnie mama. Podniosłem się i otrzepałem kolana. „Co to za chłopiec?” – zapytałem, wskazując palcem na dziurę. „Pod naszym miastem jest inne miasto” – wyjaśniła, nawet nie zajrzawszy do środka – „tam też mieszkają ludzie i chłopcy tacy jak ty”. „Czy mogę rzucić mu coś do jedzenia?” – zapytałem. „Lepiej rzuć mu coś innego, może jakiś kamyczek albo o, taki patyczek” – podsunęła mi go do dłoni. Znowu pochyliłem się na dziurą i upuściłem do niej patyczek. Patrzyłem, jak długo spada na samo dno i ląduje tuż obok stóp chłopca, wzbijając małą chmurę pyłu. Podniósł go z ziemi i powoli obracał w dłoniach, bez większego zainteresowania czy entuzjazmu. Wydawał się rozczarowany. Chciałem dłużej zostać przy dziurze i jeszcze na niego patrzeć, ale mama położyła mi dłoń na ramieniu i powiedziała: „chodź już, musimy jeszcze zrobić zakupy”. W drodze do sklepu jeszcze przez pewien czas zwalniałem kroku i oglądałem się za siebie.